Prawda o „Bezcennym”

Zdaję sobie sprawę, że książce historycznej trudno konkurować z beletrystyką. Powieści powstają po to by dostarczać rozrywki, a opracowania źródłowe by uzupełniać wiedzę na jakiś temat. Taki był też cel mojej książki o losach „Portretu młodzieńca” Rafaela Santi, którą zatytułowałem „Zaginiony Rafael”. Nie zamierzam porównywać jej z powieścią popularną, ale dzięki informacjom które zgromadziłem, mogę się odnieść do fikcji literackiej jaką jest „Bezcenny”. Nie jest moim celem polemizować ani z fabułą, ani warsztatem literackim autora. Zależy mi na odniesieniu się do kilku głównych wątków historii obrazu, który zaginął w czasie II wojny światowej. Robię to po to, by wiedza o losach tego dzieła nie opierała się fabule powieści, ale stanowiła odzwierciedlenie rzeczywistych wydarzeń.

Zanim przystąpię do weryfikacji wątków fabuły „Bezcennego” chciałbym zaznaczyć jedno – „Portret młodzieńca” Rafaela Santi to największa polska strata wojenna w dziedzinie sztuki (zarówno w aspekcie materialnym jak również kulturalnym). Przez prawie 140 lat obraz był własnością rodziny Czartoryskich – został kupiony we Włoszech przez księcia Adama Czartoryskiego na początku XIX wieku. We wrześniu 1939 roku znalazł się w rękach niemieckich władz okupacyjnych. Zaginął pod koniec wojny. Jego wojenne losy są bardzo zagmatwane – na tyle, że po kilkunastu latach badania tej sprawy mogłem napisać liczącą ponad 450 stron książkę. Prawda o „Bezcennym” jest taka, że kilka kluczowych faktów mija się z rzeczywistością.

Po pierwsze, zachowane dokumenty archiwalne, relacje świadków i zeznania niemieckich urzędników wykluczają, by „Portret młodzieńca” został wywieziony przez Hansa Franka na Podhale. Autor „Bezcennego” sugeruje, że obraz miał być ukryty na Kalatówkach. Owszem Generalny Gubernator przebywał z wizytą w polskich Tatrach i pewnie przypominały mu one krajobraz rodzinnej Bawarii, ale nie miał powodu wywozić „Portret młodzieńca” w rejon Zakopanego. Sugestia, że hotel na Kalatówkach (w którym rzeczywiście nocował) miał być jedną z jego rezydencji (o nazwie Berghaus) nie znajduje potwierdzenia w żadnych dokumentach. Gdyby Frank podjął taką decyzję, pracę nad przebudową hotelu i aranżacją wnętrza, rozpoczęliby jego architekci (Palezieux, Horstmann i Koettgen). Już wcześniej wykonywali podobne zadania w m.in. w Krakowie i pałacu w Krzeszowicach. Jedyną oficjalną rezydencją Hansa Franka znajdującą się na terenie „polskich gór” (Beskidu Sądeckiego) była tzw. Dyrektorówka w Krynicy Zdroju – przed wojną będąca rezydencją Prezydenta RP. Wojenne losy „Portretu młodzieńca” – szczególnie jego ewakuacja z Krakowa na Dolny Śląsk (bo tam został wywieziony) – wykluczają, by mógł on zostać ukryty na terenie Podhala.

Po drugie, jedna z kluczowych postaci „Bezcennego” – tajemniczy hrabia, który zgromadził niezwykłą kolekcję dzieł sztuki i wykradł „Portret młodzieńca” z rąk nazistów – stanowi zlepek osobowości kilku realnych osób. Przedwojenny finansista, dr Henryk Aszkenazy, istniał naprawdę. Mimo że jego życiorys nie jest dobrze znany (wolał uchodzić za szarą eminencję), to wiadomo o nim jednak, że był posiadaczem akcji kilku banków i instytucji finansowych oraz cennych zbiorów sztuki. Z chwilą wybuchu wojny ślad po nim zaginął. Nie oznacza to jednak, że zmienił osobowość i wcielił się w niemieckiego urzędnika, którego zadaniem było zabezpieczenie cennych dzieł sztuki. Wiadomo bowiem, że w niejasnych okolicznościach wydostał się z okupowanej Polski i trafił do Stanów Zjednoczonych. Zmarł na Manhattanie pod koniec lat 40. Był członkiem Rady i Komitetu Wykonawczego Związku Obrony Niepodległości Polski, utworzonego przez polskich intelektualistów pochodzenia żydowskiego i działającego w USA. Ta tajemnicza dla współczesnych postać – zamożny finansista, miłośnik sztuki – stała się jednym z głównych bohaterów „Bezcennego”. Autor książki przeobraził Aszkenazego w bliskiego współpracownika Hansa Franka – dr Wilhelma Ernsta von Palezieux. Życiorys prawdziwego Palezieux jest jednak już dość dobrze znany – podobnie jak jego pochodzenie (obywatelstwo szwajcarskie), koligacje rodzinne i przebieg kariery zawodowej. Był postacią realną, która odegrała niezwykle ważną rolę w historii polskich zbiorów sztuki zgromadzonych przez Niemców w czasie wojny. Nie mógł jednak i nie był Aszkenazym w przebraniu. W 1948 roku Palezieux trafił w ręce polskiego wymiaru sprawiedliwości i przebywał w więzieniu do 1953 roku. Zginął w wypadku samochodowym w 1955 roku na kilka tygodni przed tym jak miał rozpocząć poszukiwania zaginionego „Portretu młodzieńca”.

Po trzecie, jest mało prawdopodobne, by „Portret młodzieńca” mógł przetrwać dekady w ruinach dawnego schroniska na Kalatówkach. Warto zaznaczyć, że rozmiary obrazu Rafaela nie pozwalały schować go do skrzyni wielkości „pudełka na buty”, jak chciałby autor „Bezcennego”. Format „Portretu młodzieńca” – 59×75 cm (wielkość zbliżona do formatu A1, czyli prawie 8 złożonych obok siebie kartek A4) – uniemożliwiał ukrycie go w pod połą płaszcza czy w teczce. Warunki pogodowe, wilgotność (mimo zabezpieczenia smołą „pudełka na buty”) i inne czynniki jakie mogłyby oddziaływać na górską kryjówkę, spowodowałyby, że farba olejna położona na deskę najprawdopodobniej nie przetrwałaby do dnia dzisiejszego.

Te trzy fakty definitywnie odróżniają fakty od fikcji literackiej. Nie oznacza to jednak, że prawdziwe wydarzenia są zbyt nudne, by mogły się stać fabułą dobrej powieści. W „Bezcennym” mamy międzynarodowy spisek, morderstwa, tajemnicę i zaangażowanie w poszukiwania najwyższych władz. Prawdziwa historia „Portretu młodzieńca” obfituje w jeszcze bardziej sensacyjne wypadki. Mogę zapewnić każdego czytelnika „Bezcennego”, że rzeczywistość napisała lepszy scenariusz niż pełen fantazji autor powieści. Każdy może się o tym przekonać czytając „Zaginionego Rafaela”.