Wiele zamków i pałaców, które w latach 90. trafiły w ręce prywatnych właścicieli zamieniono na hotele. Część z nich to luksusowe spa. O standardzie pozostałych zdecydowała zasobność kieszeni i wizja ich właścicieli. Niektóre nie doczekały się spełnienia tych planów – ale to już inna opowieść. Obiekty, które czekają dziś na gości różnią się od siebie architekturą, wyposażeniem i atrakcjami jakie oferują swoim klientom. W kolejnych postach na moim blogu postaram się przedstawić zamki i pałace, w których miałem przyjemność (lub nieprzyjemność) mieszkać lub gruntownie poznać (w trakcie ich renowacji i po jej zakończeniu). Oczywiście będzie to ocena subiektywna – każdy z nas ma inne potrzeby i punkt widzenia na to jak powinien wyglądać idealny hotel (pensjonat, agroturystyka, hostel, etc.) funkcjonujący w murach zabytkowej rezydencji. Swoją ocenę odniosę do miejsc, które znam z autopsji – nie będą to teksty sponsorowane. Dziś moja relacja z zamku Karpniki.
Zamek w dolnośląskiej miejscowości Karpniki (niem. Fischbach) to mój niekwestionowany lider jeśli chodzi o zabytkowe rezydencje zamienione na hotele. Historia tego miejsca sięga XIV wieku – wtedy powstał tu umocniony dwór należący do Henryka Czirna. W kolejnych stuleciach rezydencja przechodziła w ręce rodów von Schaffgotsch, von Kanitz, von Heyn, von Zedlitz. Na początku XIX wieku zamek kupił brat króla Prus książę Wilhelm Hohenzollern. To on sfinansował przebudowę rezydencji i jemu (oraz jego żonie Mariannie) zawdzięczamy jej neogotycką architekturę. Wnętrza zamku zostały wyposażone w stylowe meble i wszelkie udogodnienia. Z uwagi na fakt, że książę był administratorem Nadrenii, stamtąd przywieziono wiele dzieł sztuki i zabytkowych mebli. We wnętrzach rezydencji znalazły się również bogate zbiory sztuki – m.in. rzeźby, obrazy, kolekcja witraży, zbiory azjatyckie. Jednym z najważniejszych eksponatów była – wykonano tylko kilka jej kopii – maska pośmiertna króla Fryderyka II Wielkiego. Przy północnym wejściu do rezydencji postawiono dwie armaty przywiezione do Karpnik przez syna pary książęcej ‒ Fryderyka Wilhelma Waldemara, zw. Waldemarem Pruskim, który brał udział w I wojnie Brytyjczyków z Sikhami. Obok armat ustawiono granitową ławkę – jej siedzisko stanowił blok przywieziony z Wyspy Świętej Heleny, na którym miał odpoczywać Napoleon Bonaparte. W drugiej połowie XIX wieku zamek stał się własnością książąt heskich. W czasie II wojny światowej mieściła się w nim składnica dzieł sztuki – głownie zbiorów przywiezionych tu z Darmstadtu oraz zasobów Archiwum Prasowego Rzeszy i Pruskiej Biblioteki Państwowej (więcej na ten temat w książce “Lista Grundmanna” mojego współautorstwa i w artykule „Zbiory sztuki na zamku w Karpnikach w czasie II wojny światowej” opublikowanym w Rocznikach Sztuki Śląskiej, tom XXV/2017). Po wojnie w zamku mieściły się siedziby różnych
organizacji i szkół (mieścił się tu m.in. Uniwersytet Ludowy). Bez należytej opieki rezydencja książęca popadała jednak w ruinę.
W 2009 roku zamek znalazł właściciela, który postanowił przywrócić mu jego dawny blask. To zamierzenie udało się zrealizować w pełni (nie jest to łatwe zadanie) – oczywiście wiązało się to z zaangażowaniem dużych środków. Dzięki wizji właściciela zamek stał się luksusowym hotelem z dwudziestoma kilkoma apartamentami (każdy jest inny) zapewniającymi spokój i komfortowy wypoczynek. W trakcie renowacji odtworzono jak największą ilość oryginalnych założeń architektonicznych i samego wystroju wnętrz (zachowały się oryginalne meble projektu księcia z dynastii Hohenzollernów). Goście mogą korzystać ze strefy SPA (saun, masaży i zewnętrznej bali), sali bilardowej i baru, rowerów i wycieczek po parku ze stawami. Restauracja zamkowa serwuje wykwintne dania i desery. Goście mogą się tu poczuć anonimowo (tylko 20 pokoi w tak dużym założeniu). Dobre samopoczucie to również zasługa hotelowej obsługi – dyskretnej i uprzejmej (odbierałem tę postawę jako coś naturalnego, a nie wymuszonego).
Sama lokalizacja zamku w Karpnikach (Rudawy Janowickie) powoduje, że hotel jest idealnym punktem wypadowym do zwiedzania Kotliny Jeleniogórskiej oraz Doliny Pałaców i Ogrodów.
Drobnym mankamentem (dla mnie) jest brak sali kominkowej (mimo że w zamku nie brakuje kominków) – w jesienne i zimowe wieczory byłoby to idealne miejsce do wypicia dobrej herbaty i poczytania książki. Karpniki są jednak miejscem, w którym naprawdę wypoczywam – z dala od zgiełku, pracy, dużej ilości turystów i relaksie w bali (woda ma 38 stopni C). Przez chwilę zastanawiałem się czy rekomendować zamek w Karpnikach tym, którzy go nie znają – w końcu dobrze mieć ulubione miejsca tylko dla siebie 🙂